„Ułan Bator robi wrażenie na każdym kroku!”- piszą nam zachwyceni kolejnym etapem swojej wyprawy Agata i Witek. 7 grudnia rozpoczęli odkrywanie uroków Mongolii – świątyń buddyjskich, życia w jurtach, serdeczności ludzi, tradycyjnej słono-mlecznej herbaty, jak i polskich akcentów – Rolnika, soczków Pysio… Musieli się śpieszyć, bo już dzień później znowu wrócili na trasę:
„Wjechaliśmy w głuchy step. Problemy z komunikacją telefoniczną zniknęły. Mongoł z hostelu wiezie nas na pustynię. Droga z płyt trzęsie nami niemiłosiernie. Agata cała pogryziona przez niewidzialnego wroga. Idzie ocieplenie temperatury. Średnio – 10, a my ostrzeżeni
o bandytach, złodziejach i obowiązkowej zapłacie za transport gdziekolwiek, zdecydowaliśmy zaryzykować i zmierzyć się z ok. 600 kilometrowym odcinkiem do granicy z Chinami. Już jedziemy. Jest – 15, ale to nie problem, problemem jest brak samochodów i dróg!”
W końcu niestety nasza załoga musiała zrezygnować z prób autostopowych, pustka po horyzont i kończące się wizy zmusiły ich do zmiany planów i złapania pociągu. Dzięki tej decyzji już 10 grudnia o 00:54 dotarli na granicę. Jak spodobały im się Chiny?:
„Jesteśmy w Erenhot przejechało 10 samochodów. Po 4 godzinach łapania stopa, przejściu 10 kilometrów, stwierdziliśmy, że nikt nie rozumie nas i naszej idei. Z nikim się tu nie dogada. Raz nas odwieziono na dworzec kolejowy, raz na autobusowy. Pociąg za 2 dni, autobus jutro o 15:00. Padamy. Ludzie dzicy i nie pomocni, my – zmęczeni, pogryzieni, brudni, zdegustowani… Ale jazda!”